środa, 13 lutego 2013


It’s Over, i’s over, it’s over…

  • Napisane 10 Luty 2012 o 21:58
Kochani! Dziękuję, że byliście ze mną przez ten czas. Teraz, po tylu miesiącach, przypomniało mi się, że nie zrobiłam podsumowania, a ni nic.
Dziękuję z całego serca wszystkim którzy czytali i komentowali oraz tym którzy tylko czytali (spoko, rozumiem was). Fajnie, że podobało Wam się to co wymyśliła moja bujna wyobraźnia. Jest mi szalenie miło, że miałam tylu wiernych fanów. Czułam się, i nadal tak jest, jak prawdziwa pisarka! :)
Blog zakończony dnia: 15.04.2011rok
Statystyka z dnia 10.02.2012 roku:
Odwiedzin: 62306
Komentarzy: 945
Aż się łezka w oku kręci patrząc na to co same stworzyłyście. Bo to tylko i wyłącznie Wasza zasługa!
Teraz możecie mnie znaleźć na:
deceive-destiny.blog.onet.pl
chwile-nieulotne.blog.onet.pl
krzyzowka-dnia.blog.onet.pl (adres może ulec zmianie!)
Dziękuję i mam nadzieję, że spędziliście ze mną miłe chwile i nie żałowaliście czasu na czytanie mojego bloga.
Mieć Was za fanów – największe wyróżnienie pod słońcem! ;*<3

Nowy Blog!

  • Napisane 29 Czerwiec 2011 o 12:32

- Nowy Blog! - 
Witajcie kochane! Wiem, wiem dawno mnie nie było, ale cóż. Musiałam odpocząć. I powiem wam szczerze, że podjęłam dobrą decyzję, bo teraz mam więcej siły i co najważniejsze weny :)
Niedawno postanowiłam, że założę nowego bloga… I tak zrobiłam.
Będę tam pisać zupełnie nowe i niezależne opowiadanie. Chce jednak od razu ostrzec, że nie będzie ono o Justnie Bieberze. 
Nie mówię jednak, że nie będzie tam gwiazd. 

”Historia będzie dotyczyć zwyczajnej dziewczyny, która ma piękne marzenia. Będzie o nie walczyć jednak nie zawsze będzie osiągać wymarzone cele. Po wielu upadkach i próbach jej życie przewróci się do góry nogami, a dziwny zbieg okoliczności sprawi, że sny zaczną się spełniać. Ale będzie to tak naprawdę początek kłopotów. Z jednej perspektywy pięknych, a z drugiej okropnych kłopotów…”

Mam nadzieję, że chociaż troszkę was zachęciłam :) Liczę, że jeszcze o mnie nie zapomniałyście… 
Zapraszam na:

Nowy Blog!

  • Napisane 14 Maj 2011 o 18:44

- Nowy Blog! - 
Witajcie kochane! Wiem, wiem dawno mnie nie było, ale cóż. Musiałam odpocząć. I powiem wam szczerze, że podjęłam dobrą decyzję, bo teraz mam więcej siły i co najważniejsze weny :)
Niedawno postanowiłam, że założę nowego bloga… I tak zrobiłam.
Będę tam pisać zupełnie nowe i niezależne opowiadanie. Chce jednak od razu ostrzec, że nie będzie ono o Justnie Bieberze. 
Nie mówię jednak, że nie będzie tam gwiazd. 
”Historia będzie dotyczyć zwyczajnej dziewczyny, która ma piękne marzenia. Będzie o nie walczyć jednak nie zawsze będzie osiągać wymarzone cele. Po wielu upadkach i próbach jej życie przewróci się do góry nogami, a dziwny zbieg okoliczności sprawi, że sny zaczną się spełniać. Ale będzie to tak naprawdę początek kłopotów. Z jednej perspektywy pięknych, a z drugiej okropnych kłopotów…”
Mam nadzieję, że chociaż troszkę was zachęciłam :) Liczę, że jeszcze o mnie nie zapomniałyście… 
Zapraszam na:

- 36 – Kochasz mnie jeszcze? To takie trudne. Żałujesz czasem?

  • Napisane 15 Kwiecień 2011 o 16:26
- 36 – Kochasz mnie jeszcze? To takie trudne. Żałujesz czasem?
It’s you, it’s you. My favorite, my favorite, my favorite, My favorite girl, my favorite girl…’ Zachrypnięty głos w towarzystwie gitary rozniósł się po niewielkim drewnianym ganku. Siwy mężczyzna uderzał o struny z taką samą pasją i miłością do muzyki co kilkadziesiąt lat temu. Pomimo, że jego twarz pokryta była głębokimi zmarszczkami, a skóra nie była już tak idealna to Jego oczy nadal lśniły tym samym blaskiem. Nie straciły na swojej na swojej aktualności chociaż ich właściciel nie był już młodzieniaszkiem…
Ona siedziała oparta o jego wątłe ramiona, uśmiechała się zatopiona w rozmyślaniach o przeszłości. Przeszłości burzliwej, trudnej, ale pełnej miłości i szczęścia. Nie żałowała, że jej życie potoczyło się tak, a nie inaczej. Że wiele razy miała wątpliwości, że było za wiele spięć pomiędzy nią a całym światem. Mimo to kochała ten nieustający zawrót głowy…
Nim się ocknęła mąż przestał śpiewać, a pomiędzy nimi zapanowała cisza, cisza, której żadne z nich nie miało ani chęci ani zamiaru przerywać. Poprawiła swoją siwą głowę na flanelowej koszuli mężczyzny i westchnęła cichutko. W tej właśnie chwili wszystkie wspomnienia zniknęły gdzieś w przepaści zapomnienia.
- Podobało ci się? – spytał cicho, tak aby jej nie przestraszyć. Staruszka uśmiechnęła się ponownie i pokiwała głową –A pamiętasz kto to śpiewa?
- Nie… – z jej ust padła cicha odpowiedź.Wiedziała, że kiedyś doskonale o tym wiedziała. Kiedyś też wiedziała o wiele więcej niż teraz. I to wcale nie była wina starości, to była wina zupełnie kogoś, a może raczej czegoś innego…
Stary poczuł, że jego stary przyjaciel –alzheimer przypomina o sobie. Rozprostował powyginane na wszystkie strony place i wstał aby rozprostować ścierpnięte nogi oraz ramię na którym spoczywała jej głowa.
- Chodź – zwrócił się do towarzyski podając jej rękę i pomagając wstać – Przyjedziemy się trochę, to dobrze nam zrobi
Szli trzymając się za ręce wzdłuż kamienistego klifu gdzie woda uderzała o białe, nagie skały. Wiatr przeczesywał ich rzadkie włosy dodając trochę siły w dalszą drogę. Stanęli nad urwiskiem podziwiając jak słońce bezskutecznie przedziera się przez kłębiaste chmury. Starzec włożył ręce do kieszeni spodni i spojrzał na białe mewy unoszące się nad wodą.
- Justin… – usłyszał za swoimi plecami delikatny głos, który rozpoznałby wszędzie. Odwrócił się od razu i uchwycił w swych dłoniach zmarzniętą od wiatru twarz kobiety. – Justin…
Po jego policzku spłynęły łzy szczęścia i ulgi. Zaczął całować jej ‘pogniecioną’ twarz obdarzając jej policzki ciepłym oddechem.
Nie mógł uwierzyć, że autyzm, który przyczepił się do jego największego skarbu jaki tutaj posiadał jednak polubił i jego, bo od czasu do czasu pozwalał cieszyć się im na nowo. Padł przy niej na kolana i zacisnął ich ręce. Na ich twarzach malował się tak dawno zapomniany uśmiech…
- Justin, najdroższy… – Tiffany pomasowała wykrzywione chorobą ręce męża. – Wiesz jak bardzo cię kocham.
- Wiem skarbie, wiem – otarł dłonią swoją mokrą twarz i wstał przysuwając się do niej. Odstęp między tym dwojgiem ludzi nie przekraczał kilku milimetrów. Ich usta już miały złączyć się w tak długo wyczekiwanym przez oboje pocałunku kiedy z oddali usłyszeli czyjeś wołanie.
Niechętnie i trochę leniwie oderwali się od siebie i równocześnie spojrzeli w stronę drewnianego domu. W ich stronę biegło dwoje młodych ludzi. Piękna szatynka z długimi włosami była na przodzie,ale tuż za nią można było dostrzec wysokiego młodzieńca z rozczochraną na wszystkie strony kasztanową burzą włosów.
- Mamo! Tato! – krzyknęła radośnie dziewczyna wyciągając swe ramiona na powitanie. Już po chwili razem z bratem tuliła się do stęsknionych rodziców.
- Destiny! Chris! – zaśmiała się staruszka tuląc do piersi stęsknione dzieci. Właśnie dzisiaj los postanowił być łaskawy i przypomnieć schorowanej Tiffny, że ma dzieci i jak bardzo je kocha…
- Mamusiu… – Des ze zdziwieniem oderwała się od ciepłego ciała kobiety i posłała ojcu pytające spojrzenie. Ten tylko kiwnął głową i uśmiechnął się znikomie.
Rozmowa pomiędzy rodziną trwała dłuższą chwilę. Teraz to dzieci przejęły rolę ojca i matki. Obydwoje byli w świecie szanowani. Ze względu na to co robili dla innych oraz jaki dawali przykład swoją miłością. Teraz nikt o nich już nie pamięta, minęło tak wiele czasu.Usunęli się w cień, aby dać młodszemu pokoleniu szansę ulepszenia świata…
- Robi się chłodno – Tif w pewnym momencie przerwała trwającą dyskusję o nowym albumie solowym Destiny. Po chwili ciszy wszyscy przyznali mamie rację.
- Chodźmy do domu! Zrobiłam sernik. –cała czwórka trzymając się za ręce zmierzała do ich małego raju na Ziemi…

***

Słońce chowało się powoli za horyzont, na klifie robiło się coraz ciszej i spokojniej. Kolejny dzień miał zakończyć swój żywot i ustąpić miejsce drugiemu.
Dzieci już dawno opuściły rodziców i wróciły do tak ważnych, jak dla młodych, spraw. Stare małżeństwo usadowiło się na małej ławeczce znajdującej się na balkonie zwróconym w stronę morza. Justin okrył swoją miłość bawełnianym kocem, nigdy nie przestał się o nią troszczyć.Nigdy nie przestał starać się o jej miłość chociaż doskonale wiedział, że ona może zapomnieć, że może stać się dla niej po prostu obym członkiem. Mimo to starał się cieszyć chwilą – jak zawsze. Objął jej kruche ciało ramieniem i przytulił się do niej. Tak, jakby jutro miało się zmienić, jakby miała zapomnieć.

(…)

Między nimi panowała spokojna cisza,którą co jakiś czas zagłuszał przelatujący ptak. Słońce pozostawiało na wodzie ostatnie ślady promieni. A oni nadal siedzieli w siebie wtuleni, bo wiedzieli co może się jutro stać, bo zdawali sobie sprawę z ryzyka jaki niesie kolejny,mimo, że piękny, dzień.
Ona była świadoma tego co może się stać.Była świadoma i bała się, że zapomni jak wspaniałego ma męża, że zacznie traktować go jak obcego człowieka, że przestanie kochać…
‘ – Kochasz mnie jeszcze?
- Tak – odpowiada Justin.
- To takie trudne.
- Wiem.
- Żałujesz czasem…?
Justin wyciąga do niej ręce.
- Nie. – mówi – Za późno. Nie ma odwrotu.’ *

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

* Fragment książki Scotta Spencera pt.‘Statek z papieru’
- no i wyszło mi takie oto coś… nie wiem czy dobre, nie wiem czy się udało. Po prostu nie wiem…
- kończę to opowiadanie, kończę ten blog.Ostatecznie.
- oczywiście uważam, że całe opowiadanie nie było złe, były nawet rozdziały z których byłam naprawdę dumna. Pokochałam ten blog i to co tutaj stworzyłam.
- nie mam nowego bloga na którym miałam pisać nowe opowiadanie. Tak wyszło. To trochę śmieszne, bo niby nie mam pomysłu, ale zaciekle szukam i zapisuję zdjęcia potencjalnych bohaterów… xD
- chce podziękować wszystkim i każdemu z osoba. Nie będę się rozpisywać, ostatecznie nie odchodzę… Ale dziękuję z całego serca, że mnie wspierałyście, komentowałyście dzielnie i byłyście ze mną,zawsze, zawsze, zawsze ;*
Dziękuję z całego serca, KOCHAM WAS!<3

Teraz możecie mnie znaleźć na shame-me i tylko tam…
Ale… jeżeli będę miała siły i chęci (teraz mam manie oglądania na okrągło ‘Wszystko co kocham’ i mogłabym nic innego nie robić) to wrócę :) )))) i na pewno was o tym powiadomię ;***<333

- 35 – Nidy nie daj mi odejść…

  • Napisane 27 Marzec 2011 o 19:21

- 35 – Nigdy nie daj mi odejść…

‘Wokół panowała przerażająca ciemność i głębia. Brunetka stała gdzieś w głębi, jakby w powietrzu w białej koszuli. Na boska. Rozglądała się wokoło szukając chociaż jednej żywej duszy.  Jej ciężki oddech odbijał się od niewdzianych ścian i wracał do niej ze zdwojoną siłą. Złapała się za piersi czując jak coś zgniata jej płuca i traci oddech… była taka bezradna, zostawiona sama sobie, kiedy…
Nie wiadomo znikąd stanął przed nią Justin, ten Justin którego pokochała i oddała całe swoje niewielkie serce. Sama nie wiedząc kiedy uśmiechnęła się delikatnie. Wyciągnęła przed siebie rękę chcąc choć na chwilę dotknąć jego ciała, poczuć bojące od niego ciepło. Jednak ten oddalił się od niej z ponurą miną. Na jej twarzy znowu zagościł ból.
- Czemu mnie zostawiłaś? –spytał z niewyobrażalnym smutkiem w oczach. – Czemu nie dałaś szansy naszej miłości?
Dziewczyna zatrzęsła się i przyciągnęła rękę do siebie.
- Przepraszam. – jęknęła spuszczając głowę – Przecież wiesz, że zrobiłam to tylko dlatego…
- Czemu nie dałaś szansy naszej miłości?! – krzyknął szatyn odskakując od niej jakby się jej brzydził…Chciała go złapać za rękę, pokazać jak bardzo jej na nim zależy, że wcale nie zrobiła tego bo chciała…
- Czemu nie dałaś szansy naszej miłości?! – powtórzył, a w jego oczach zebrały się iskierki gniewu. …Chciała go zatrzymać, wszystko wytłumaczyć. On oddalał się coraz bardziej znikając w ciemnym korytarzu powtarzając bez przerwy to samo zdanie.
Biegła za nim, krzyczała żeby dał jej jeszcze jedną szansę, że mogąc zacząć wszystko od nowa… na próżno. Chłopak zniknął w ciemnościach nocy zostawiając ją samą. A ona biegła za nim z łzami na policzkach, błagając o przebaczenie… Jednak zdała sobie sprawę, że już za późno, za późno na przeprosiny, za późno na wybaczenia. Za późno żeby cokolwiek już zmienić…’

***

Gwałtownie otworzyłam oczy, które zgubiły się gdzieś w ciemnościach wczesnego ranka. Rozglądnęłam się po pomieszczeniu,leżałam na fotelu w salonie, a telewizor włączony był na kanale ‘Zone Romantica’. Przetarłam zaspane oczy i sięgnęłam po pilota, którym wyłączyłam telewizor.
Westchnęłam na kolejny koszmar senny w roli głównej z Justinem. Nie było nocy kiedy nie miałam przed oczami jego smutnej twarzy i pozbawianych blasku oczu. Opatuliłam się szczelniej grubym kocem i przetarłam ręką zmęczoną twarz. Tak na wszelki wypadek, gdyby po raz kolejny zebrało mi się na lament.
- Zrobiłam to dla nas. – szepnęłam wstając z wygodnego siedzenia – Dla ciebie i dla mnie. Dlaczego nie potrafisz tego zrozumieć?
Doskonale zdawałam sobie sprawę, że On nie jest szczęśliwy, że tęskni. I przypomniał mi o tym każdej nocy… Ale jest już za późno i musi zostać tak, jak jest…
Wstałam i wolnym krokiem skierowałam się do kuchni. Usiadłam na drewnianym stole i przypatrywałam się wschodzącemu słońcu. Niewielka pomarańczowa kula wyłaniała się z różnobarwnych obłoków w stronę czystego nieba… To było piękne zjawisko, jednak kiedy się jest samym i pozbawionym jakiejkolwiek nadziei przestaje wzbudzać zachwyt i radować oczy…
Mój żołądek odezwał się po raz kolejny tego poranka. Byłam potwornie głodna, zważając, że od kilku dni nie miałam w ustach dosłownie nic. Zeskoczyłam na zimną posadzkę, a moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Otworzyłam jedną z szafek – pusta. Druga i trzecia tak samo. W lodówce znalazłam jedynie przeterminowany o kilka miesięcy jogurt. Z nieukrywanym wyrzutem zajęłam miejsce przy stole i podparłam ręką opadającą ze zmęczenia głowę.
Mimo, że miałam prąd, ciepłą wodę i wszystko co potrzebne zabrakło mi jedzenia. No cóż, mama zapewne nie przewidziała, że w domu nie będzie nikogo… Opłaca wszystkie rachunki, chociaż tak naprawdę nie ma dla kogo… Wierzyła i nadal pewnie wierzy, że Konrad tu mieszka i zajmuje się jej ogródkiem oraz zwiędłymi dawno storczykami…
Nie miałam innego wyjścia, musiałam jechać do miasteczka i coś kupić, w przeciwnym razie wykończą mnie ujadające w każdą noc psy i potworny głód. W miarę możliwości wzięłam prysznic i umyłam włosy. Wysuszyłam je jakąś starą suszarką i rozpuściłam. W walizce znalazłam jakieś czyste ubrania po czym przebrałam się w nie zarzucając na wszystko czarny sweter. W garderobie wyszukałam jakieś stare adidasy za kostkę. Mimo, że były trochę za małe ubrałam je. Na sam koniec wzięłam trochę drobnych  i wyszłam.
Szłam zniszczoną drogą asfaltową mając w głowie tylko obrazy tego gdzie znajdowało się miasteczko i jakiś przystanek.Ludzie dziwnie na mnie spoglądali, jakbym była kimś obcym, może nawet intruzem.Wzdrygnęłam się widząc ich spojrzenia. Przyśpieszyłam kroku kierując się w stronę dawnego przystanka… 

(…)

Czarne chmury przykryły słońce, a po pustych przestrzeniach miasta szalał porywisty wiatr. Zapięłam sweter na ostatni guzik i mocniej zacisnęłam rękę na siatce z jedzeniem, którego była zaledwie garstka. Szłam jedną z ulic modląc się żeby tylko nie zaczęło padać…
 Przystanęłam i podniosłam głowę ku niebu aby sprawdzić jak dużo mam jeszcze czasu kiedy za plecami usłyszałam coś w rodzaju szmeru. Odwróciłam się napięcie i zobaczyłam małą dziewczynkę ubraną w starą sukienkę, która bardziej przypomniała szmatę do podłogi.
- Dzień dobry. – usłyszałam z jej popękanych ust. Wokół dziecka zaczęły biegać dwa szczeniaki.
- Cześć mała – uśmiechnęłam się blado po czym uścisnęłam jej rękę. Chcąc przerwać milczenie spytałam – To twoje pieski?
Dziewczynka pokiwała głową i wzięła jednego z nich na chude rączki.
- Tak. – usłyszałam cichą odpowiedź – Są moje i są tak samo głodne jak ja…

Przełknęłam ślinę, chociaż mogłabym przysiąść, że ona też to usłyszała.Patrzyła na mnie dużymi błękitnymi oczami – tego jeszcze bieda nie zdążyła jej odebrać… Nagle zorientowałam się, że trzymam w ręce jedzenie. Bez jakiegokolwiek namysłu wyciągnęłam reklamówkę przed siebie i prawie, że wepchałam do rąk dziewczynki.
- Ale ja…
- Nie dziękuj – uśmiechnęłam się. Może jednak nadal coś mnie łączy z tym miejscem i jestem ważna. Na tyle, żeby komuś pomóc… – Lepiej zmykaj do domu, bo za chwilkę zacznie padać.
Niebieskooka przytuliła mnie w geście podziękowania i zniknęła za starymi drzwiami. … Westchnęłam po czym szybkim krokiem ruszyłam w stronę przystanku.
Za nim tam doszłam byłam cała przemoczona. Deszcz spadał z nieba w postaci ogromnych kropel, które z każdą chwilą moczyły mnie coraz bardziej. Dobiegłam na niezadaszone miejsce i stanęłam obok jakiegoś mężczyzny. Objęłam się w talii rękami chcąc choć na chwilę się ogrzać – na próżno. Czułam się tak beznadziejna i niepotrzebna…
Przyjazd autobusu tutaj był naprawdę wielkim cudem… Znudzona długim czekaniem przykucnęłam nad kałużą i znalezionym niedaleko patykiem zaczęłam jeździć po jej tafli. Gdyby był tutaj Justin… on nawet taką sytuację potrafił obrócić w żart i dobrą zabawę… Razem z deszczem do kałuży wpadło kilka moich łez. Mokrą twarz wytarłam ręką i odgarnęłam przemoczone włosy z czoła. Gdyby on tutaj był…
Nagle dobiegł mnie przerażający hałas jakby z samochodu. Błyskawicznie podniosłam głowę i zobaczyłam jak jakiś ekskluzywne auto podjeżdża bliżej i wykonuje jakiś manewr parkując przed samym przystankiem. Posłaliśmy sobie z mężczyzną pytające spojrzenia…
Nie odrywając wzroku od pojazdu wstałam i wyprostowałam się. Nie  wiadomo dlaczego z każdą chwilą czułam coraz większe napięcie, chciałam mieć to, cokolwiek to miało być, za sobą…
Trzask czarnych jak smoła drzwi, z których strużkami spływał nadal padający deszcz. Zgarbiona postać, która wysiadła z samochodu w szarej bluzie i kapturze na głowie. Moje serce zaczynało bić coraz to szybciej i szybciej… Postać, która jeszcze przed chwilą stała do mnie tyłem teraz odwróciła się w moją stronę, a moim oczom ukazał się…
- Justin…? – szepnęłam otwierając szerzej oczy. Chłopak spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach i odszedł kawałek od pojazdu. Stał z rękami w kieszeni coraz bardziej moknąc wpatrując się w moje oczy. Jakby chciał zajrzeć do mojej duszy. Po chwili przerażającej ciszy, która panowała między nami odezwałam się z nutką niepewności w głosie:
- Co ty tutaj robisz?!
- Przyjechałem! Nie widać?! – odkrzyknął pytaniem na pytanie.
- Ale przecież ty… ja… my… – zaczęłam się plątać – Miałeś zapomnieć! Zacząć życie od nowa! Nie chcesz tego?! Nie chcesz być szczęśliwy!?
Szatyn moknął coraz bardziej i już po chwili jego fryzura była przyklapnięta i ociekała wodą. Modne rurki przylegały do ciała bardziej niż powinny, a bluza zrobiła się poszarzała i za luźna. Mimo to nadal pociągał tak samo, tak samo jak zawsze kiedy na niego patrzyłam, kiedy o nim myślałam, całowałam… Teraz może nawet bardziej…
- A może zamiast krzyczeć do siebie porozmawiamy jak normalni ludzie? – ściszył ton głosu i wskazał na samochód.Spojrzałam na niego mrugając gwałtownie powiekami na co on wsiadł do pojazdu i otworzył drzwi od strony pasażera. Na nogach jak z waty podeszłam do czarnego Audi i usiadłam obok chłopaka. W głowie miałam mętlik, nie wiedziałam co ja mam mu powiedzieć… Czy się tłumaczyć, czy za coś przepraszać?!
- Skąd masz ten samochód? – spytałam czując otaczające mnie ciepło eleganckiego wnętrza.
- A czy to takie ważne? – wzruszył ramionami i spojrzał na mnie. Od razu odwróciłam głowę w przeciwną stronę. – Może pojedziemy do ciebie? – nie odezwałam się, nadal wpatrzona byłam w krople spływające po przyciemnionej szybie. – Poprowadzisz mnie? – pokiwałam głową i oboje zapięliśmy pasy. Po czym chłopak sprawnie wyjechał na jezdnię…

(…)

- A teraz w lewooooo!!! – szatyn gwałtownie skręcił w podanym przez mnie kierunku, a ja zaliczyłam bliskie spotkanie z szybą. – Jak ty jeździsz?! To nie Kanada! – wydawało mi się, że Justin się uśmiechnął – Poza tym dziwię się, że jeszcze cię nie złapali…
Po krótkiej chwili byliśmy już pod moim domem. Jak najszybciej wysiadałam z pojazdu i skierowałam się do środka.Chłopak oczywiście poszedł w moje ślady. Od razu weszłam do mojego pokoju i wyszłam na balkon. Oparłam się o balustradę ciężko wzdychając powstrzymując tym samym nadchodzące łzy. W powietrzu roznosił się świeży zapach deszczu, który powoli ustawał.
- Pogadamy? – usłyszałam za plecami głos który rozpoznałabym dosłownie wszędzie. Odwróciłam się do niego przodem i spojrzałam w oczy.
- Mamy o czym? – towarzysz posłał mi zdruzgotane spojrzenie, a do mnie dotarło, że źle postępuję.  Przecież jeszcze kilkadziesiąt temu dałabym wszystko żeby ze mną był, potrzymał za rękę, ucałował mokre włosy… a teraz? Tak po prostu go odtrącam chociaż zdaje sobie sprawę, że przyleciał tu specjalnie dla mnie.
- Chciałbym ci tyle wyjaśnić, ale nie mogę posklejać ze sobą wyrazów, chciałbym cię dotknąć, ale nie mogę bo moje ręce się plączą… Marzę żeby zatopić się w twoich ustach, ale moje odmawiają posłuszeństwa… przepraszam, że tak bardzo cię zraniłem.- jęknął mijając mnie i stając przy barierce. Skrył twarz w dłoniach, a między nami zapadła cisza…
Spojrzałam na niego z taką wielką tęsknotą, z wielką miłością i czułością. Jak zawsze całe zło tego świata przyjął na siebie… Westchnęłam i podeszłam do niego delikatnie kładąc mu rękę na ramieniu.
- Justin – szepnęłam prawie nieusłyszenie– Wina leży po środku, oboje coś spieprzyliśmy. Było tyle innych rozwiązań…Szkoda, że każde z nas wybrało to najgorsze.
Szatyn podniósł głowę, uśmiechnęłam się do niego lekko masując jego ramię.
- Przepraszam, że zarzuciłam ci, że spędzamy ze sobą mało czasu, że nasza więź się rozpada – oczach zebrały mi się łzy – Obwiniałam nie te osoby co trzeba. Szkoda, że zrozumiałam to dopiero kiedy cię straciłam.
Justin stanął przede mną i złapał mnie za ramiona nie przestając nam mnie patrzeć.
- Proszę powiedz mi… czy chciałeś rzucić karierę… rzucić ją dla mnie?
Przez moment nic nie odpowiadał. Stał wpatrzony we mnie jak w obrazek…
- Chciałem – przyznał się wzruszając ramionami – Chciałem zrobić to dla ciebie. Żebyś miała normalne życie, bez chowania się, bez strachu czy rozłąki. Zależało mi tylko na twoim szczęściu.
- Ale ja byłam szczęśliwa i jestem…właśnie teraz.– na moją twarz wpełzał coraz większy i szczery uśmiech… – Bowiem, że mam ciebie.
Justin chwycił moją twarz w dłonie i bardzo powolutku zaczął zbliżać swoje usta do moich. A kiedy wreszcie się połączyły całował mnie czule i delikatnie… jakby bał się, że to tylko sen i zaraz ucieknę rozpływając się we mgle. Ale to nie był sen, to nie była jawa… to działo się naprawdę…
- Nigdy nie daj mi odejść…
- Nigdy więcej.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- i to by było na tyle… 
- rozdział nie wyszedł jak chciałam,przyznaję się szczerze! Ogólnie właśnie tak miało się skończyć, ale nie jestem pewna czy napisałam to tak jak chciałam, jak planowałam…
- mam jeszcze pytanie: czy chcecie abym pisała nowe opowiadanie? Swoje ‘propozycje’ piszecie w komentarzach :) ))
Uwaga! To nie jest ostateczny koniec opowiadania! Ostatni rozdział pojawi się już wkrótce. Mogę was jeszcze zaskoczyć…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz