środa, 13 lutego 2013



środa, 23 stycznia 2013

Rozdział 5. (Justin Bieber)


Nadine
Szantażysta! Mam tylko nadzieję, że skutecznie porozmawia z tymi wydawcami. Chociaż, z drugiej strony może lepiej byłoby zostawić ten temat w spokoju. Przecież niedługo wszyscy i tak zapomną. Niestety trochę już za późno. Trudno, jedno spotkanie nie powinno zaszkodzić.
Z łóżka wyszłam dopiero przed południem. Ubrałam się w zielone rajstopy, krótkie czarne spodenki i żółty, luźny T-shirt. Było słonecznie, zapowiadał się piękny dzień. Jedynym problemem był przymus spędzenia czasu z Bieberem. Związałam włosy ciemną wstążką, dopudrowałam nos na chwilę włączyłam internet. Chciałam sprawdzić, czy Justin zdążył już coś napisać o dzisiejszym popołudniu. Co znalazłam? Nic! Chyba rzeczywiście chciał aby to była tajemnica. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Może nie jest taki zły? - myślałam.
Punktualnie o 13:00 usłyszałam pukanie do drzwi. Otwarłam i ujrzałam chłopaka w jasno brązowych spodniach, sportowych butach, fioletowej bluzie z kapturem i ful capie. Twarz zasłonił bukietem białych pachnących kwiatów.
- Zastałem Nadi? - zapytał odsłaniając czekoladowe oczy.
Uśmiechnęłam się i poczułam jak rumieńce rozpalają moje policzki. Justin widząc to też zrobił się czerwony i odwrócił.
Wtedy korytarzem przeszła Rita, koleżanka z klasy.
- Hej! - zawołała.
- Cześć - odpowiedziałam z piosenkarzem w tej samej chwili, po czym wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
Rita nie była wielką fanką Biebera, tak jak inne dziewczyny. Wątpię, czy w ogóle go poznała.
- Proszę, to dla ciebie - powiedział Justin wręczając mi bukiet.
- Dziękuję. Wstawię je to wody i możemy iść.
Niestety nie miałam w pokoju wazonu. Pewnie dlatego, że nigdy wcześniej nie dostałam od nikogo kwiatów. Piosenkarz patrzył jak krążę po pokoju i szukam czegoś, gdzie mogłabym włożyć roślinki, potem mi pomógł. Rozejrzał się, nalał wody do czajnika i włożył do niego prezent. Rozbawił mnie tym, ale nie powiem, pomysł był niezły.
- Jedziemy do sklepu! - zarządził, gdy zamykałam drzwi.
- Po co? - zastanawiałam się.
- Jak to?! Po wazon! - zaśmiał się.
Zaprowadził mnie do swojego samochodu. Byłam spięta, to fakt. Pierwszy raz miałam wyjść z chłopakiem, a to od razu piosenkarz. Chyba to zauważył, bo spojrzał na mnie i skomplementował mój strój. Niestety to wcale nie pomogło. Postanowiłam postawić sprawę jasno:
- Chcę ten dzień przeżyć w miarę normalnie i spokojnie pójść spać. Pamiętaj, że jadę z tobą bo coś mi obiecałeś. Zgodziłam się jedynie dlatego.
- Nie możesz choć dzisiaj o tym zapomnieć? To nie ma być kara. Chcę po prostu żebyś dobrze się bawiła. Jeśli sobie niczego więcej nie życzysz, dobrze. Do niczego cię nie zmuszam. Zaufaj mi. Nie chcę żebyś myślała o mnie jako o negatywnych człowieku, za bardzo cię lubię.
Zatkało mnie. Mówił tak szczerze, jakby naprawdę zależało mu wyłącznie na przyjaźni. Coś innego dowiedziałam się od Ryana, ale dałam Justinowi szansę i uśmiechnęłam się przyjaźnie.
- Lubisz śpiewać? - zagadnął odpalając silnik.
- Gdy nikt nie słyszy.
Włączył radio, akurat grali piosenkę One Direction ''Little Things''. Lubiłam ją, miała bardzo przyjemny tekst. Justin zaczął nucić, po chwili przyłączyłam się do niego. Kiedy singiel się skończył, Bieber uśmiechnął się i pochwalił mój wokal. Wiedziałam, że robił to z grzeczności, bo przecież śpiewałam gorzej niż zdychający kot. A jednak przy następnej piosence znów chciał usłyszeć mój głos.
Atmosfera rozluźniła się trochę. Może on wcale nie jest taki zły.... Rozmawialiśmy spokojnie, bez napięcia. Czułam się swobodnie, a jednak coś nie pozwalało mi zachować się normalnie. Co chwilę myśli moje uciekały gdzieś daleko. Wyglądałam za okno, bawiłam się palcami i skubałam kieszeń spodenek. Jechaliśmy w ciszy. Po jakimś czasie piosenkarz przyspieszył. Zdziwiłam się, ale zobaczyłam, że za nami jadą fotoreporterzy. Osunęłam się na fotelu. Justin rzucił mi na kolana swoją czapkę, każąc założyć ją tak żeby zasłaniała moje oczy. Zrobiłam to, co powiedział. Bieber co chwilę skręcał próbując zgubić samochód jadący za nami. Wyjechaliśmy z Atlanty. Bałam się, że przez te tabloidy znów będę miała problemu. Gnaliśmy autostradą, aż w którymś momencie skręciliśmy. Dalej jechaliśmy dziurawą drogą, aż do Fairburnu. Nie interesowało mnie, że nie znam tego miasta. Ważne, że zgubiliśmy reporterów. Zatrzymaliśmy się przy jakimś niedużym domu.
- Poczekaj. Pójdę tylko po coś - powiedział wychodząc z samochodu.
Uśmiechnęłam się.
Czekając na niego myślałam co będziemy robić przez resztę dnia. Zobaczyłam, że ulicą idą jakieś dziewczyny i wskazując na pojazd posyłają mi niemiłe spojrzenia. Justin wrócił nie zwracając na nie uwagi. Powiedział im, że nie ma czasu. Wszedł do aura z kocem na rękach i wrzucił do na tylne siedzenia. Zapiął pas i ruszyliśmy dalej. Teraz nie jechaliśmy daleko. Dotarliśmy na pole za miastem. Był tam stary, drewniany płot, piękne kwiaty i kilka koni na uwięzi. To wszystko wyglądało tak bajkowo. Czułam się jak w zaczarowanym śnie. Szłam obok Justina. Niósł koc, ale po chwili rozłożył go i kazał usiąść. Zrobiłam to z uśmiechem.
- Uwielbiam to miejsce - zaczął.
- Faktycznie, jest cudowne.
- Jak byłem mały, często chodziłem na łąki i grałem na gitarze. Teraz nie mam czasu.
- Ale dzisiaj mnie tu przywiozłeś.
- Bo specjalnie odwołałem wszystkie spotkania zawodowe - pokazał rząd swoich śnieżnobiałych zębów.
Roześmiałam się, spojrzał pytająco.
- Przepraszam, ale to śmiesznie brzmi z ust młodego chłopaka. Jesteś szczęściarzem, że tak szybko udało ci się spełnić marzenia. Wiele osób ci zazdrości, ja również. Nie jesteś taki zły, jak myślałam.
- A ty jesteś o wiele milsza i ładniejsza - dotknął lekko mojej dłoni.
Zaczerwieniłam się, on także. Nastała niezręczna cisza. Spojrzałam na konie, później na Justina. Najwidoczniej o czymś zawzięcie myślał, bo lekko zmarszczył czoło.
- Dlaczego mnie nie lubisz? - zapytał w końcu.
- Tego nie powiedziałam.
- Ale tak czuję. Odpowiedz proszę, tylko szczerze.
- Denerwuje mnie jak chłopak na siłę chce spotkać się z dziewczyną, która sobie tego nie życzy - mówiłam - To trochę tak jak małe dziecko. Musisz coś dostać, bo się obrazisz. Do tego robisz to bez szacunku...
Nie skomentował mojej wypowiedzi, ale widziałam jak analizuje ją sobie powoli.
- Tak myślę. Oczywiście możesz się nie zgodzić.... - ściszyłam głos.
- Sądzisz, że nie mam do ciebie szacunku?
- Nie musisz mieć, to znaczy wystarczyłoby odrobinę. Wiesz inaczej wygląda kiedy z uśmiechem zapytasz co się stało, niż gdy na siłę chcesz pomóc.
Pokiwał głową zgadzając się z moimi słowami.
- Nie lubię też ludzi, którzy kłamią prosto w oczy - zaczęłam kolejny temat.
- Znów chodzi ci o to, że mi się podobasz?
- Tak - potwierdziłam.
- Tylko, że niektórzy nie odróżniają prawdy od żartów. Nadi! Jak możesz tego nie wiedzieć?
- Bo to nie jest realne. Jesteśmy całkiem różni.
- Właśnie! - krzyknął.
- Nie tak to zrozumiałeś. Nawet jeśli.... przecież nie mielibyśmy dla siebie czasu.
- Dzisiaj jesteśmy razem i to na cały dzień.
Westchnęłam głęboko i pokręciłam głową ze zrezygnowaniam. Skończyliśmy temat. Piosenkarz poszedł do samochodu po gitarę i koszyk z jedzeniem. Miło spędziłam z nim dzień. Już teraz wiem, że nie należy sądzić ludzi po pierwszym wrażeniu, jakie na nas zrobili. Na łące przesiedzieliśmy całe popołudnie, śpiewaliśmy, rozmawialiśmy i wygłupialiśmy się. Około 20:00 postanowiliśmy pojechać do szpitala w odwiedziny. Justin złożył koc, sprzątnął koszyk, wziął gitarę i poszliśmy do samochodu. Czułam się niezręcznie nic nie niosąc. Próbowałam mu pomóc, ale nie pozwolił.
Wracaliśmy o wiele dłużej niż jechaliśmy, bo teraz Bieber postanowił się nie śpieszyć. Może i lepiej, bo było więcej czasu na rozmowę. Kiedy dotarliśmy na miejsce i wysiedliśmy, zrobiło mi się chłodno. Kolega widząc to od razu okrył mnie swoją bluzą. Poszłam do babci, a on do Ryana. Niestety krótko odwiedzałam opiekunkę, bo chciała spać. Opowiedziałam jej tylko w skrócie o dniu z Bieberem i wyszłam życząc dobrej nocy. Udałam się na oddział dziecięcy, do sali przyjaciela Justina. Siedzieli plotkując o znajomych. Przyłączyłam się, choć i tak nie miałam pojęcia o kim mówią.
- A wy to razem jesteście? - zapytał Ryan.
Piosenkarz zaczerwienił się, a ja stanowczo zaprzeczyłam.
Siedzieliśmy u kolegi jakoś z godzinę. Polubiłam go. Potem Justin postanowił mnie odwieźć, bo do 22:00 musiałam wrócić do internatu. Pożegnaliśmy się z Ryanem i pojechaliśmy. Piosenkarz zaprosił mnie jeszcze na kolację. Zgodziłam się, bo mówiąc szczerze byłam głodna. Jedliśmy chyba w najlepszej restauracji w Atlancie. Zasmakowała mi zupa z dyni, a krewetki w sosie były po prostu wyborne.
- Nadi, świetnie się z tobą bawię. Musisz wracać? - powiedział z żalem w głosie.
- Tak, ale mi też z tym źle. Myliłam się co do ciebie. Jesteś na prawdę miły.
- To co? Umówisz się ze mną jeszcze? - zapytał, gdy wychodziliśmy.
Westchnęłam głęboko, potrząsnęłam lekko głową.
- Nie. Przepraszam, ale nie.
Spuścił głowę.
- Dlaczego? Nie wiesz jak mi bardzo na tym zależy....
- Wiesz, że to nie ma sensu - odpowiedziałam.
- Czemu tak myślisz?
- Justin. Żyjemy w innych światach. Nie widzę przyszłości z tobą.
- Nie chcesz nawet spróbować? - nalegał.
- Nie, przepraszam.
Spojrzał pod nogi, kopnął kamień, otwarł mi drzwi samochodu i wsiadł z drugiej strony. Tym razem całą drogę pokonaliśmy w milczeniu.
Słyszałam, że kiedy przyjaciel zakocha się w znajomej relacja legnie w gruzach. Doświadczyłam tego na własnej skórze. Chciałam to naprawić, ale nie miałam pojęcia co zrobić. Czas dłużył się niesamowicie. W końcu, kiedy Justin parkując koło internatu spojrzał na mnie, odezwałam się:
- Mam nadzieję, że nie zrobiłam ci przykrości. A jeśli tak, to przepraszam.
- Nie, nic się nie stało. Postaram się porozmawiać z wydawcom tamtej gazety i usunąć zdjęcie. Nie będziemy musieli się więcej widywać - mówił smutny.
- Jeśli sobie tego nie życzysz, nie ma sprawy. Szkoda, bo było miło - odpowiedziałam.
- Przepraszam, ale nie rozumiem. To co chcesz się jeszcze spotkać?
- Sama się dziwię, że to mówię, ale tak. Tylko mam na myśli relację kolega - koleżanka, nic więcej - wytłumaczyłam.
Bieber uśmiechnął się miło. Podał mi swój numer i kazał dzwonić lub pisać, kiedy będę chciała. Wyszłam z samochodu, pomachałam mu na pożegnanie i poszłam do pokoju. Czułam się świetnie. Ten dzień na długo utknie mi w pamięci.
Wykąpałam się, ubrałam wygodny dres i usiadłam do komputera. Zalogowałam się na facebook'u, włączyłam muzykę i zabrałam się za pisanie bloga. Nie mogłam się jednak skupić. Usilnie szukałam słów, żeby opisać popołudnie. Po chwili zobaczyłam, że Justin znów dodał post oznaczając moją osobę: ''Nadine, dziękuję ci za wspaniały dzień. Wybaczysz mi teraz pierwsze spotkanie? :)''. Tekst był uroczy. Uśmiechnęłam się do siebie i znów przełączyłam na zakładkę z blogiem. Jednak kolega chyba widział, że mam włączony komputer, bo co chwilę coś pisał. To o tym, że fantastycznie śpiewam, to, że mam kochaną babcię, że jestem słodka i inne podobne teksty. Na końcu po raz drugi zapytał czy mu wybaczę uderzenie drzwiami. Tym razem postanowiłam dodać komentarz: ''Jasne. Nigdy nikt nie podejmował takich kroków, żeby się ze mną zaprzyjaźnić.''.

Hahaha, wiedziałem, że warto walczyć o to, czego się chce. - Justin

****
I jak?
Trochę długi, ale nie chciałam rozdzielać wypowiedzi Nadine na części.
Czytasz = komentujesz.
XD Mam wrażenie, że tylko jedna osoba to czyta, ale trudno.
Zrobiłam zwiastuna: http://www.youtube.com/watch?v=QhId9EDiz8s Może pomoże ;D
Trzymajcie się, do następnego <3
Dara >.<

1 komentarz:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz